sobota, 13 grudnia 2014

Niecodzienne przemyślenia...


Jak wyobrażacie sobie koniec świata? Pewnie większość z was ma przed oczami obraz apokalipsy Św. Jana. Deszcz meteorytów, 4 jeźdźcy, czyli: Wojna, Głód, Choroba i Śmierć. Pojawienie się diabła na Ziemi. Zagłada, katastrofa, zniszczenie, cierpienie, strach, chaos… Można by wymieniać w nieskończoność, a tyle czasu nie mam.
Pamiętam, jak w szkole zachwycały mnie jakiekolwiek obrazy, wiersze czy inne teksty kultury o tym motywie. Fascynowało mnie to, jak zwykły obrazek potrafi obudzić w nas przerażenie. Dość wcześnie zaczęłam się zastanawiać nad tym. Uwielbiałam się zaczytywać w książkach czy opowiadaniach o tej tematyce. Lubiłam obmyślać jak mógłby wyglądać nasz koniec… Na samą myśl o tym dostawałam gęsiej skórki. Czy to będzie jakaś zaraza i wszyscy zamienimy się w tgz. Zombie? Czy spadnie na nas meteoryt? Czy przez zanieczyszczenia zabraknie nam tlenu i po prostu się tutaj podusimy? Od zawsze snułam możliwe następstwa… Oraz obmyślałam plany ratunku. Dzięki, którym bym przeżyła. Ja i ci, z którymi tą wiedzą bym się podzieliła. Miałabym wtedy władzę, czułabym się jak jakieś bóstwo. Z drugiej jednak strony gdyby ktoś dowiedział się, że posiadam taką wiedzę, mogłoby się to dla mnie źle skończyć, ponieważ mogliby wyciągnąć ją ze mnie siłą, torturami czy czymś podobnym, że aż strach pomyśleć.
Nie odbiegając od tematu… Ostatnio zauważyłam, że kres świata może nadejść w najmniej oczekiwanym momencie oraz, że gdy tobie kończy się świat dla innych może to być zwykły, szary dzień, jak każdy inny, po prostu rutyna. Tak, więc istnieje wiele końców a nie tylko jeden. Czy przez to mam rozumieć, że tak naprawdę jest kilka światów? Jest kilka przestrzeni, rzeczywistości czy jak to nazwać… I każdy żyje w swojej, choć obok mamy drugą osobę? Czy jednak wszyscy żyjemy w jednej rzeczywistości, która podzielona jest na mniejsze części jakby bańki.. A co się stanie, gdy dwie przestrzenie się zderzą? Połączą się w jedną, czy jedna zniknie wyparta przez tą większą? A może oby dwie obumierają, aby powstała nowa? Czy mówiąc, że czujemy się samotni oznacza to, że nie ma kogoś, z kim moglibyśmy dzielić tą bańkę rzeczywistości? Co to może oznaczać? Czy czeka nas taka apokalipsa, jaką opisał Łukasz Ewangelista? Czy istnieje tylko jeden koniec świata? Czy wszyscy ludzie na Ziemi umrą? A jeśli tak, to, w jaki sposób? Czy nie pozostawimy po sobie choćby śladu? A co stanie się z naszą planetą? Zostanie zniszczona czy powstanie na niej jakaś nowa cywilizacja? Czy możemy temu zapobiec, czy to nieuniknione?
Tak wiele pytań, tak mało odpowiedzi… Najwybitniejsi filozofowie się nad tym wszystkim zastanawiają, więc to nie jest dziwne, że ja, zwykła osiemnastolatka nie potrafię na nie odpowiedzieć. Sama się dziwię, że w ogóle takie przemyślenia pojawiły się w mojej, jakże niedoświadczonej, młodej i jeszcze dość niezapełnionej głowie. Ale mam nadzieję, że pozostawiając po sobie te przemyślenia, na ogół strasznie pokręcone, dziwne, może niezrozumiałe i niewytłumaczalne, odnajdą kiedyś odbiorcę, który zrozumie tok mojego rozumowania i będzie w stanie wreszcie znaleźć odpowiedź.