Bezsilność. To chyba najgorsze uczucie, jakie można
doświadczyć… Gdy widzisz jak najbliższej ci osobie dzieje się krzywda, a ty nie
możesz nic zrobić by uśmierzyć, choć częściowo, jej ból.Wszyscy próbują cię
pocieszyć, przecież jesteś tylko człowiekiem i nic nie możesz zrobić. I to
właśnie jest najgorsze. Pustka w środku, przez którą masz ochotę coś zniszczyć,
cokolwiek, nawet samego siebie, by tylko przestać to czuć. Wtedy zastanawiasz
się nad możliwymi i dość łatwymi sposobami na uwolnienie się od tego mętliku w
głowie.
Zaczyna się od książek… Najlepiej fantastyki, bo jest tak nie
podobna do rzeczywistości, że pozwala, choć na moment zapomnieć o całym bólu i
rozpaczy. Potem, gdy książki przestaną działać jest alkohol lub narkotyki. Zaczyna
się niewinnie. Przecież dopiero co zaczynamy, więc opanowuje nas lekki strach,
gdy słyszymy różne opowieści o przygodach z alkoholem lub z dragami. Ale też
uważamy, że one nas nie dotyczą, bo przecież my jesteśmy mądrzejsi, nie
popełnimy tego samego błędu… Usypiamy przez to naszą czujność, aż na jakiejś
imprezce, bodajże urodzinach kumpla lub po prostu jakiejś domówce przesadzamy z
ilością i szybko się kończymy.
Na początku jest świetnie… Humor się nam poprawia, jesteśmy
bardziej otwarci, odważniejsi. A gdy mamy już problem z utrzymaniem równowagi,
zaczynają się schody. Zaczynamy myśleć, że potrafimy i możemy wszystko, co w
rzeczywistości jest wierutnym kłamstwem. Czasami objawia się to niewinnie…
Zaczynamy z kimś flirtować, lub po prostu dajemy z siebie wszystko na
parkiecie, co przy problemach z trzymaniem pionu wygląda dość zabawnie. Ale
niektórym ten stan objawia się w znacznie gorszy sposób… Zaczynają być
agresywni, co kończy się kłótniami, bójkami i na koniec wyrzuceniem z klubu. Potem
bez pomocy „wspaniałych kumpli”, z którymi przyszedłeś na tę imprezę idziesz
sam ulicą… Do tego nie jesteś pewny, gdzie dokładnie się znajdujesz, bo kumpel
ogarnął jakąś imprezkę nawet nie wiesz u kogo. Po prostu idziesz chwiejnym krokiem
przed siebie.
W czasie tej wędrówki nie raz pewnie musiałeś zrobić sobie
postój, ponieważ dokuczające zawroty głowy zaczynają dawać się we znaki i
często kończy się to zwróceniem tego i owego w pobliskie krzaki lub po prostu
na chodniku, gdy już nie masz siły się gdzieś ukryć.
Później zaczynasz czuć wyjątkowe znużenie, chcesz tylko
gdzieś usiąść i odpocząć, ewentualnie się przespać. Niestety… Całkiem się
zgubiłeś, nie wiesz co to za ulica ani jak znaleźć jakiś kąt, gdzie by można
było wypocząć. Więc poruszasz się dalej, szukając. Wreszcie, gdy już zmęczenie
bierze górę, postanawiasz usiąść przy jakiejś ścianie, drzewie czy cokolwiek i
odpocząć. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że w nocy zapowiadali przymrozki.
Więc gdy tak siedzisz, zastanawiasz się nad sensem życia lub nad tym, dlaczego osoba,
którą kochasz musi tak cierpieć, dlaczego akurat ona musiała tak ciężko
zachorować, przez co sam czujesz niemożliwy ból, więc zacząłeś szukać sposobów
by oderwać się od rzeczywistości. Sen jest już naprawdę bliski… Telefon, rozładowany,
leży gdzieś głęboko schowany lub w ogóle zapomniałeś go wziąć. Oczy zaczynają ciążyć,
chłód doskwierać. Mówisz sobie, że przymkniesz oczy na moment, by tylko się ogarnąć, tylko na chwilę…
Potem nad ranem jakiś przechodzień zauważa sylwetkę w kącie.
Tak to ty tam leżysz. Leżałeś przez całą noc. I jeśli będziesz miał szczęście
podchodzi do ciebie. Sprawdza co się stało… A ty już dawno nie oddychasz.
Jednak spałeś dłużej niż chciałeś i już się nie obudziłeś. Później tylko
policja, karetka, sekcja zwłok, która potwierdza zgon z wychłodzenia organizmu.
Jeśli uda im się zidentyfikować zwłoki masz pogrzeb i tyle. Koniec.
Jest niestety jeszcze druga strona, już nie tak kolorowa… Gdy
przechodzień pomyśli, że to tylko jakiś ubrudzony menel, który się upił i
przejdzie obok… Zanim ktoś zrozumie, że już nie żyjesz może minąć jakieś parę
dni, a nawet tygodni, gdy ciało będzie mało widoczne. Jakiś menel zabiera ci
portfel z pieniędzmi i dokumentami. Zanim cię znajdą, twoje ciało zaczyna już
gnić i mogą się do ciebie dobrać szczury i inne stworzonka z pobliskiego
śmietnika… Gdy już zaczynasz śmierdzieć, ktoś cię odnajduje i ta sama śpiewka…
Policja, ale już nie karetka tylko zakład pogrzebowy. Nikt nie może potwierdzić
twojej tożsamości, bo przecież nie masz przy sobie dokumentów, a twarz jest
zdeformowana przez stołujące się na niej szczury. Potem zakopują twoje ciało w
bezimiennym grobie i tyle.
Rodzina i znajomi nie wiedzą co się z tobą stało i
prawdopodobnie już się nie dowiedzą. A miała to być tylko mała imprezka… By
zapomnieć na chwilę o tej bezsilności… By wreszcie jakoś żyć. A przez własną
głupotę i egoizm doprowadziliśmy do tego, że nasi bliscy czują się bezsilni, ponieważ
nie mogą się dowiedzieć co się z nami stało. Tak właśnie zamyka się błędne
koło. Do tego może doprowadzić bezsilność…