Zima, chłód, ciemność.
Chęć ucieczki, wyrwania się stąd jest tak wielka. Słuchawki w uszach są jedyną
deską ratunku, która pozwala choć na chwilę oderwać się od rzeczywistości. Czas
wlecze się niemiłosiernie. Gniew, bezradność, pustka wyciskają łzy z oczu.
Czekam na przystanku,
jest późno, bardzo późno. Mam przy sobie tylko plecak i trochę pieniędzy, ale
już zdecydowałam… Nie wrócę tam. Już nigdy więcej. Nie da się ich uratować,
mimo że tak się starałam. Nadal nie mogę się pogodzić z ich losem. A kiedyś byli
to wspaniali ludzie. Niczego im nie brakowało, żyli razem, kochali się. A
teraz? Pijak i ćpunka. Pasożyty żyjące tylko po to, by zatruwać innym życie.
Kiedyś miałam normalną,
wręcz wspaniałą rodzinę. Byliśmy szczęśliwi, przynajmniej tak mi się wydawało.
Potem przyłapałam mamę na wstrzykiwaniu sobie tego gówna w żyłę. Mówiła, że to
nic. Że jak zechce to przestanie, ale ja wiedziałam, że tak nigdy się nie
stanie. Później ojciec stracił pracę. Zaczynaliśmy popadać w biedę. Tata
kompletnie się załamał, zaczął pić. A ja musiałam przerwać naukę, całkowicie
zerwać kontakt z przyjaciółmi, aby pracować i utrzymać naszą rodzinę. Byłam
młoda i głupia. Łudziłam się, że może da się wszystko uratować, że wszystko
wróci do normalności. Jakże to naiwne...
Pewnego dnia wróciłam
późno z pracy. Wchodząc do naszego mieszkania usłyszałam straszną kłótnię. To
rodzice. Wbiegłam do domu i zobaczyłam pijanego ojca i naćpaną matkę. Krzyczeli
na siebie jak jeszcze nigdy. Wtedy tata pierwszy raz uderzył mamę...
Cóż można wywnioskować,
że potem było gorzej, znacznie gorzej. Kłótnie przybierały na sile. Bałam się
wracać do domu, ponieważ za każdym razem myślałam, że jak wejdę do mieszkania
zobaczę ojca mordującego matkę. Tak cholernie się bałam. Oczekiwałam najgorszego.
Niestety po pewnym
czasie to czego się tak bałam, ten koszmar okazał się rzeczywistością. Wróciłam
do mieszkania i to co zastałam przechodziło wszelkie wyobrażenia... Wszystkie
rzeczy rozrzucone po całym domu. Telewizor leżał na ziemi zniszczony. Z roślin
doniczkowych zostały szczątki. Najgorsza była cisza... Wszechobecna, mrożąca
krew w żyłach cisza. Niewyobrażalny strach, wywołujący okropne dreszcze.
Chciałam uciec, jak najszybciej uciec, niestety nie mogłam... Musiałam
dowiedzieć się co z rodzicami, choć tak strasznie się bałam. Musiałam to zrobić,
po prostu nie mogłam tak uciec. Przeszłam przez to pobojowisko i powoli
zmierzałam do pokoju, gdzie powinni być moi rodzice…
Tego widoku już nigdy
nie zapomnę. Choć nie wiem jak bardzo chciałabym zapomnieć, nie potrafię
wyrzucić tego z pamięci...
Zamrugałam, wracając do
rzeczywistości. Znów znalazłam się na przystanku. Przy nodze leżał plecak z
rzeczami, które pośpiesznie spakowałam. Muzyka nadal dźwięczy w uszach. Można
by pomyśleć, że wszystko będzie już w porządku. Autobus nadjechał... Wsiadłam,
kupiłam bilet i zajęłam miejsce. Nie myślałam, nie czułam, nic mnie nie
obchodziło. Oparłam się o okno i chciałam zniknąć. Próbowałam się skupić na
słowach piosenki, niestety na nic to się nie zdało. Cały czas mam to przed
oczami… Ten widok nie chce zniknąć. Dlaczego to musiało spotkać akurat mnie?
Jechałam autobusem, nawet nie wiem gdzie przenocuję. Miałam to gdzieś, chciałam
tylko uciec stamtąd jak najdalej.
Miałam taki mętlik w głowie, że nawet
nie zauważyłam, że kierowca zgasił światła w autobusie. Byłam sama… Nikt więcej
nie wsiadał. Może gdyby się nad tym zastanowić byłoby to trochę dziwne, ale ja
nie zwracałam na to uwagi. Byle jak najdalej od tego piekła, już nigdy tu nie
wrócę. Mam gdzieś, czy ktokolwiek będzie mnie szukał. Marzę tylko, aby ktoś
mnie pocieszył. Pragnę, by ktoś spojrzał mi w oczy i powiedział, że będzie
dobrze. Dałam upust emocjom i łzy zaczęły spływać strumieniami po moich
policzkach.
Jechałam
dalej w nieznane… Światła w autobusie zgaszone, było tak ciemno i ponuro, że
nie mogłam niczego zobaczyć przez szybę. Tylko ciemność. Łzy nadal płynęły, muzyka
nadal grała. Pragnienie pocieszenia było tak wielkie.
Nagle poczułam, że ktoś kładzie mi rękę na ramieniu.
Najpierw poczułam radość z tego, że ktoś chciał mnie pocieszyć, ponieważ często
jest przydatne. Gdy człowiek jest załamany, ponieważ stało się coś złego. Często
czujemy smutek, ale przede wszystkim samotność. Przez to nie potrafimy jasno
myśleć, nie wiemy jak rozwiązać nasz problem. Wystarczy, że znajdzie się osoba,
która cię wysłucha, to od razu jest ci trochę lżej.
I myślałam, że
znalazłam taką osobę, ale po chwili zmroziło mi krew w żyłach. Siedziałam tam
jak sparaliżowana, czułam jak serce zaczyna mi coraz szybciej bić, by po chwili
prawie wyskoczyć z piersi. Oddech mi przyspieszył i stał się płytszy, chciałam
krzyczeć, ale nie potrafiłam wydobyć z siebie głosu.
Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że
byłam jedynym pasażerem….